poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 5

   


___________________

    Po lekcji Ridia złapała mnie przy drzwiach.
- I jak kochana? Nasz Romeo umówił się z tobą w końcu?-figlarnie puściła oczko.
- Co?- zbłąkałam się nadal roztrzęsiona, że koło niego siedziałam- Nie. Znaczy tak. Znaczy nie mnie, tylko nas. Właściwie całą szkołę.
- Co? O co Ci chodzi?
-  W piątek urządza parapetówkę. Na całą szkołę.
- Co?! Świetnie! Wręcz znakomicie! Ej.. - przerwała na chwilę - Czemu nie słyszałam żadnej ploty na temat imprezy? Szkoła już dawno powinna trąbić o tym.
- Boo... Nas pierwsze zaprosił.
- Co?! Zarąbiście! - aż podskoczyła z radości.
- Co zarąbiście? - odezwał się ktoś obok nas. Odwróciłyśmy się, a koło Ridii szedł Michael z pogodną i zdziwioną miną.
- Ten nowy urządza imprezę w piątek - rzekła nadal szczęśliwa przyjaciółka  - I oczywiście wszyscy są zaproszeni.
- O. Świetnie - odezwał się także uradowany, po czym złapał przyjaciółkę za pas i przyciągnął do siebie - A teraz dawaj buziaka. Cały weekend się nie odzywałaś więc coś mi się należy.
    I się pocałowali, a ja stałam na uboczu, kiedy ludzie przechodzili między nami. I się zastanawiałam, kiedy nadejdą takie chwile w moim życiu.

***

- Hej Jenny! - zawołała Ridia - dawaj do nas!
    Nadeszła pora lunchu. Słońce przygrzewało, więc z paczką znajomych postanowiliśmy zjeść na trawniku obok szkoły. Każdy odpakowywał swoje kanapki, inni wychodzili na zewnątrz z fast foodami ze szkolnego bufetu. Chłopacy chowali się za drzewami przed monitoringiem i palili papierosy. Ridia przesunęła się bliżej Michaela robiąc miejsce Jennie. Po chwili jednak wrzasnęła strzepując z kolana niewielkiego pająka.
- Na litość boską! Nadajesz się do opery! - wrzasnął Travis, jeden z bliskich kumpli Michaela z drużyny footbolowej. Teatralnie zakrył uszy.
- Na prawdę, nie masz z czego się nabijać?- odwarknęła poprawiając dekolt.
- Ten pająk serio mógłby Cię zjeść.
- Widzisz? Wszyscy mają na mnie ochotę - odwróciła się w stronę Michaela i dała mu całusa w policzek.
- Uważaj co mówisz, bo jeszcze tego pająka znajdę i wyrwę mu wszystkie nogi - uśmiechnął się do niej.
- I wtedy przez ciebie będzie padać! - zaśmiała się Jenna.
- Ja i tak mam swoje słoneczko przy sobie - odpowiedział patrząc się ciągle na Ridię.
- Uwaga! Uwaga! Zaraz będę wymiotował! - rzekł Travis podnosząc ręce do góry z petem w dłoni.
- I ja też! - zawtórował mu Johnny.
- Rzygam tęczą - powiedziała któraś z dziewczyn.
     I wszyscy zaczęli się śmiać. Odkręciłam wodę i upiłam łyk zerkając na parking szkolny.
Stał oparty o samochód i do kogoś telefonował. Zdawał wrażenie niezmiernie zdenerwowanego. W końcu jednak zamknął oczy, odetchnął głęboko i się uśmiechnął wypowiadając ostatnie słowa, po czym się rozłączył. Schował telefon do kieszeni i zerknął na mnie puszczając mi oczko.
I w tej chwili butelka wyślizgnęła mi się z rąk i resztki wody wylały się na mój dekolt. SZLAK.
- haha. Nie wiedziałem, że dziś są wybory miss mokrego podkoszulka - odezwał się Denis - Ale widać, że wygrywasz.
- No. Chociaż mogłaś nie wkładać dziś stanika - dodał Travis.
- Chłopcy, opamiętajcie się trochę - upomniała ich Jenna - Trochę kultury czasem wam nie zaszkodzi. Chodź ze mną Dea do łazienki osuszyć to trochę - złapała mnie za rękę i odciągnęła zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. W ostatniej chwili złapałam torebkę i ruszyłam obok niej - czasem na prawdę zachowują się jak durnie.
- Wiem. Przywykłam do ich zachowania - prychnęłam z pogardą - W dzisiejszych czasach chłopacy myślą tylko swoim członkiem.
- Właśnie.
   Już miałam ciągnąć za klamkę od wejścia szkolnego, ale ktoś mnie uprzedził i otworzył je na oścież pierwszy.
    Ash.
- Widzę, że za gorąco Ci było - spojrzał znacząco na mój dekolt - No albo chciałaś wzbudzić u chłopaków jeszcze bardziej pożądanie. I to Ci się udało zważając na reakcję twoich kolegów - uśmiechnął się rozbawiony.
- Nie twój interes - naburmuszyłam się.
- Nie no, nie chciałem Cię urazić - odparł szybko, po czym przytrzymał nogą drzwi i zdjął przez głowę swoją koszulę. Jego mięśnie się napięły i aż zaparło mi dech w piersiach - Masz, żebyś za bardzo się nie peszyła.
- Dam sobie radę - ruszyłam w stronę korytarza, jednak jego ręka mnie zatrzymała. Poczułam przyjemne mrowienie, gdzie nasze skóry się zetknęły. Jednakże on szybko mnie puścił.
- Nalegam - wyciągnął dłoń w której trzymał swoją szarą koszulę i spojrzał mi się głęboko w oczy.  Dwa czarne pociski, które z każdą sekundą wbijały mi się głębiej w oczy nie pozwoliły mi odmówić. Spojrzałam się w dół, aby uniknąć jego spojrzenia i wyciągnęłam rękę.
- Dobra, ale po tej lekcji od razu ci oddam.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się zadowolony. Wzięłam od niego koszulę i włożyłam ją przez głowę. Była trochę za duża i szeroka, ale za to strasznie miękka w dotyku. Poczułam na sobie jego zapach i aż zakręciło mi się w głowie.
- Dzięki - powiedziałam półgłosem.
- Luzik. Do zobaczenia na lekcji - posłał mi jeszcze jeden uśmiech i wyszedł za drzwi.
Stałam chwilę nieruchomo, zapominając że Jenna jest koło mnie.
- Dziewczyno! Ty go znasz? No znaczy wiem, że go znasz, bo chodzi do tej samej klasy i z nim siedziałaś, ale ... Do jasnej cholery. Czemu nie powiedziałaś ... Czemu nic nie mówiłaś, że znasz go .. bardziej?!
- Co? O czym Ty mówisz. - zakręciłam się - W prawdzie go nie znam.
- Jak to nie? Przecież widać już z daleka, że jesteście ze sobą blisko. Coś was łączy? - uniosła jedną brew i skrzyżowała ręce na piersi.
- Co? Nie! Nie.
- Jasne. Widziałam po jego i twoim wzroku. Czuć chemię już z daleka.
- Nie, na prawdę nie. Parę razy się spotkaliśmy przypadkowo, no i ... zazwyczaj się kłócimy.
- No co Ty. I nic więcej? Wyglądacie, jakbyście znali się blisko. Bardzo blisko. Jakbyście byli zakochani.
    Przez ułamek sekundy miałam przed oczami wspomnienie ,,bliskiego pocałunku". Jeszcze sekunda, a bym poznała nie tylko jego bliżej, ale także jego wspaniałe wyrzeźbione usta. Czy to możliwe, że gdyby ten telefon nam nie przeszkodził, bylibyśmy... parą? Nie! Ja go nie znam, po za tym do siebie nie pasujemy. Zawsze jak jestem obok niego owszem, świat wywraca się do góry nogami, ale także czuję ... frustracje. Czuję, że nie możemy być kiedykolwiek razem, bo jesteśmy od siebie bardzo różni.
- Nie byliśmy, nie jesteśmy i nigdy nie będziemy zakochani - zakończyłam rozmowę i weszłam do sali długo przed dzwonkiem, zostawiając Jenne na korytarzu. Nawet nie miałam już ochoty pójść do toalety się wysuszyć.

***

   Kiedy Ridia podeszła do naszej ławki po dzwonku, zrobiła zszokowaną minę.
- No ja słyszałam o tym, ale musiałam zobaczyć na własne oczy by uwierzyć! Jaki on jest uroczy! - wrzasnęła i z podskokiem usiadła na krześle obok.
- O czym Ty mówisz?- zdziwiłam się.
- No z tą koszulą!
- A tak... Skończ proszę ten temat - stwierdziłam i zaczęłam szperać w torbie by odszukać  zeszyt od historii.
- No jak tam chcesz - powiedziała i także zaczęła szukać w torebce - CHOLERA! Zapomniałam napisać tego zadania na historie. Co tam było? ... Aaa. Sporządzić notatki i wypisać ciekawe mity które nas interesują.
- O kuźwa. Zapomniałam. - walnęłam pięścią w stół - Ale pewnie jakiś tam pamiętam.
- A ja nie. Mam nadzieję że mnie nie zapyta. Wtedy to będę miała kichę na chacie.
    I w tej właśnie chwili wszedł nauczyciel. Usiadł wygodnie na krześle i czekał aż wszyscy uczniowie wejdą do sali. Niedługo po tym wszedł Ash. Jego biały t-shirt opinał jego mięśnie i wzbudzał u innych dziewczyn ciężki oddech. Na szczęście nie tylko ja tak mam. Usiadł parę ławek za nami z Doris. Aż ciśnienie mnie podskoczyło. Na każdej lekcji siedzi z inną dziewczyną, a one ślinią się i głupio uśmiechają trzepocząc rzęsami. Idiotki.
- No chyba to wszyscy - powiedział pan Tonny i stanął koło tablicy - Tak więc dzisiaj kontynuujemy poprzedni temat, czyli mitologię grecką. Pamiętam, że zadałem wam pracę domową. Kto chętny do przeczytania notatek z poprzedniej lekcji? - ucichł na chwilę i spoglądnął na całą klasę, ale kiedy nie zobaczył żadnej ręki uniesionej uśmiechnął się rozbawiony - Widzę, że każdy tu jest nieśmiały . Dobra, notatki odpuszczam, ale parę osób musi się zgłosić do odpowiedzi i opowiedzieć nam jakiś najciekawszy mit. Tak więc, pytam się jeszcze raz: Ktoś chętny? - poszperał znowu wzrokiem po sali, jednak znowu zrobił rozkapryszoną minę i westchnął oburzony - To ja wybieram. Dea. Jaką przygotowałaś dla nas historię? - dopiero teraz zauważyłam, że przestałam oddychać i głośno wypuściłam powietrze. Wstałam.
- Panie Tonny, nie jestem przygotowana do zajęć. Ale z pamięci mogę coś opowiedzieć.
- Mów proszę. Chodź na środek sali - wskazał ręką miejsce. Znowu głośno odetchnęłam i zrezygnowana poszłam w wyznaczone przez niego miejsce. Oparłam się o ścianę, by choć trochę wyglądać na rozluźnioną, mimo że w środku trzęsłam się jak diabli. I to nie dlatego, że się wstydzę jak ludzie na mnie patrzą. To dlatego, że oprócz nich patrzy się ktoś jeszcze, a do tego mam jeszcze JEGO koszulę. I wracamy do punktu wyjścia: Ludzie jeszcze bardziej zaczęli się mi przyglądać i szeptać między sobą. Cholera.
- Proszę mów - ponaglił mnie.
- Tak więc... Swoimi słowami opowiem.
- Na to właśnie liczymy.
- Więc... Dawno dawno i jeszcze raz dawno temu, kiedy światem rządzili bogowie greccy, no i oczywiście rzymscy, urodziło się pewne dziecko boskie, które nie posiadało żadnych mocy. Bogowie oburzeni tym faktem strącili go do Hadesu - świata podziemnego. Tam, od najmłodszych lat, uczył się od tytana sztuk walki. Szkolił się i szkolił, aż w końcu wyrósł na przystojnego i walecznego mężczyznę. Jednakże, że od dziecka był wygnańcem, uczył się wszystkiego nienawiścią. Dlatego stał się bogiem, ale krwawej wojny. Często sypiał z boginiami, ale stałą jego partnerką była Afrodyta, dzięki której zrodziła mu syna Erosa- naszego dzisiejszego kupidyna. Afrodyta jednak zdradzała swojego lubego, Hefajstosa, z młodym bogiem, którego imię nadali mu Ares. No albo Mars. Jego wrogiem była przede wszystkim Atena która była nie tylko boginią mądrości, ale także sprawiedliwej wojny. Jako jedna z nielicznych nie poszła z nim do łóżka. Możliwe, że dlatego, bo była wieczną dziewicą.
- Bardzo dobrze. Ale nie musiałaś zaznaczać z kim on i ona szli do łóżka. Pamiętaj, że tak sobie wymyślili Grecy i Rzymianie. - klasa wybuchła stłumionym śmiechem.
- No to logiczne, przecież to tylko mitologia.
- No tak, tak. I jeszcze jedno: Czemu wybrałaś ten mit?
- Bo kiedy po raz pierwszy go przeczytałam, serce zaczęło mi się krajać, że dziecko, które było takiej samej krwi jak oni, ale nie posiadało ich mocy, zostało wygnane na okrutny los. I dzięki temu stał się podły i rządny krwi.
- Dziękuję, dostajesz bardzo dobrą ocenę. Możesz usiąść. - ruszyłam szczęśliwa do ławki i usiadłam - Teraz Sophia. Jesteś przygotowana?
- Właściwie to mam krótką notatkę o Persefonie.
- To proszę wyjdź na środek i mów - spełniła polecenie i schowała dłonie w rękawy.
- No to... Persefona była córką Demeter. Kiedy bawiły się na łące, Hades wyłonił się z ziemi i kiedy zauważył piękną Persefonę, porwał ją i uwięził w swoim królestwie, oraz poślubił. Demeter płakała, aż w końcu poszła do Hadesu i zażądała, by uwolnił ją. Hades zgodził się, że przez pół roku, od początku jesieni do końca zimy Persefona będzie z nim, a przez następne pół roku w świecie żywych.
- Dobrze. Coś jeszcze?
- Nic.
- A jaki związek ma ta historia z Grekami? Co sobie tym tłumaczyli?
- Że... Nie wiem... - Klasa znowu zaczęła się cicho śmiać, po czym od razu umilkła kiedy pan Tonny podniósł ostrzegawczo rękę.
- No zastanów się. Powiedziałaś, że przez pół roku będzie z matką, a przez pół roku z mężem...
- Hmm... To znaczy, że jak Hades będzie ją miał, nadejdzie mroźny czas?
- Blisko - zwrócił się twarzą do klasy - Grecy tak tłumaczyli zmiany pór roku. Kiedy Persefona została wypuszczona, wszystko zaczęło kwitnąć, rosnąć i oczywiście było ciepło. Kiedy zaś była u Hadesa, to - jak koleżanka wam powiedziała - wszystko więdło, umierało i nadchodził, że tak powiem : mroźny czas. No dobrze. Dobra ocena, za mało informacji. Możesz usiąść. Ash. Znalazłeś ten wiersz o którym Ci mówiłem? - Ash wstał i podszedł do niego z kartką w dłoni. Podał mu go, Pan Tonny kiwnął mu głową i kazał mu usiąść. Klasa patrzała na nich z zaciekawieniem - Dobrze. Chciałbym wam przestawić krótki, ale zrozumiały wiersz anonimowego greka. Wsłuchajcie się.

Stoją na górze dwaj bogowie,
Którzy przygotowują się na wielkie podboje
Kobieta mężczyzna, przez los przeciwnikami
Lecz nadszedł czas, gdy zostali sami
Swą nienawiść wymienili na uczucia
Ta historia ich dzieci poucza.
Bo zawsze pojawia się trojański koń.
Lecz nie poddawaj się, do serca dąż.  
- Oczywiście - kontynuował - jest to wiersz zmodyfikowany. Został wyryty na skale, lecz przez lata został uszkodzony. Jak myślicie, o kim on pisze?
- O Persefonie i Hadesie? - Zapytała Sophia.
- Nie.
- O Afrodycie i Hefajstosie? - zapytał ktoś z tyłu.
- Nie. Inne sugestie?- wszyscy siedzieli cicho czekając, aż ktoś udzieli prawidłowej odpowiedzi. Pan Tonny przeniósł wzrok na mnie unosząc brew na znak zapytania.
- O Atenie i Aresie - wyjąkałam pół głosem.
- Dobrze. Tak więc jakiś grek opisał, że jednak Atena i Ares mieli romans.
- To czemu nie jest to zawarte w mitologii? - zapytałam.
- Bo nie wszystkie informacje muszą wyjść na światło dzienne. Czasem fajniej potrudzić się i znaleźć zbiór informacji w setkach miejsc, a nie w jednym tomie książki. Nie uważacie? Grecy słynęli nie tylko z rzeźb, ale także przez logiczne myślenie. Przecież prawie nic nie jest uwzględnione o Atenie i Aresie w mitologii. Tylko, że są wrogami. Zauważyliście? Żadnej wzmianki o tym, że rozmawiali ze sobą, żadnej wzmianki o tym, że chcieli siebie zabić. - rozglądnął się po całej klasie -  Więc mitologia uczy nas, żeby czytać między wierszami. A w takim razie co uczy nas ten wiersz?
- Że nie zawsze los musi wskazywać na jedno - powiedział Ash.
- To znaczy? Rozwiń wypowiedź.
- Ares był rzekomo bogiem złym, który miał w głowie tylko nienawiść. Nienawidził tak samo ludzi, jak i bogów. Kochał za to wojny, ale tylko te krwawe. Nie lubił także ludzi. Był cudzołożnikiem. Wszystko wskazuje na to, że faktycznie pochodził z podziemia. Ale to tylko dlatego, że myślał, że ma taki być, jeśli został wygnany do krainy cienia. Innej przyszłości u siebie nie widział. Tak samo logiczne jest, że Atena, wieczna dziewica, mimo że piękna, która ma w głowie niesłychaną mądrość i na dodatek służy sprawiedliwej sprawie, jest wrogiem Aresa. Dwoje ludzi, którzy są tak niesłychanie odmienni, nie mogą stać się kumplami, a co dopiero kochankami. Bo tak osądził ich los.
- Bardzo dobrze. Kontynuuj.
- Tak więc wiersz nam mówi, że nawet jeśli są różnice między nimi, to w jakiś niewyjaśniony, nieracjonalny sposób przybliżyło ich to do siebie i się w sobie zakochali. Można z tego wywnioskować, że trzeba dopatrzeć się drugiej drogi, nawet jeśli jest widoczna tylko jedna.
- Dobrze. Dobrze. Można także wywnioskować z ostatnich słów, że życie nie jest prostą drogą. Jest z górki i pod górkę. Tak jak mówi ,,Bo zawsze się pojawia trojański koń. Lecz nie poddawaj się, do serca dąż" . Czyli mimo wzlotów i upadków, mimo wszelkich katastrof na tej drodze, musicie dążyć dalej, gdzie was serce poniesie. Chcecie zdobyć karierę zawodową? Albo mieć mustanga z 1968r ? Proszę bardzo. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od was.
- Nie dość, że ciacho, to jeszcze inteligentny - szepnęła mi na ucho Ridia, a ja aż podskoczyłam - Powinnaś się dziewczyno za niego brać - powiedziała i odsunęła się bazgrząc coś w zeszycie.
    Fakt. Mało spotykanych jest chłopaków, którzy są aż tak piękni i do tego tak inteligentni. Ale to i tak nie zmienia faktu, że jest jak inni - każdy facet myśli tylko o jednym. Albo tylko JEDNYM narzędziem, które ma pomiędzy nogami.
    Nie ma faceta idealnego. Dlatego czuję potrzebę, aby znaleźć jego wadę i go rozbroić.
- Więc nie myślcie, że wszystko jest z góry przesądzone - usłyszałam głos pana Tonniego, po czym skoncentrowałam się na biciu mojego serca, które schowało się pod koszulą Asha.

***

   Ciemność. Wszędzie ciemność.
   Rozglądam się dookoła, próbując na marne zauważyć choć małe światełko.
   Czy ja umarłam? Nie. To tylko moja wyobraźnia. Mój sen.
   Słyszę głośne odgłosy. Przekrzywiłam głowę w prawą stronę, potem szybko na lewą. Nic. Nawet żadnej szarości, tylko sama pusta czerń.
   Cholera.
   Zachłysnęłam się z przestrachem powietrzem. Okazało się, że te odgłosy pochodziły od mojego głośnego, niemiarowego oddechu. Nie mogę zrównać oddechu. Nie mogę...
   Kurwa.
   Słuch mi się wyostrzył. Przez to, że nie widzę, mój zmysł słuchu stał się ostrzejszy. Teraz słyszę także głośne bicie mojego serca. Bardzo szybkie bicie...Jednak coś jest nie tak. Za szybko bije jak na mnie. Nawet kiedy jestem cholernie przestraszona, bicie serca nie zlewa się jak jeden ciąg jakieś cholernej melodii ...
   Dea, uspokój się- ponaglam się. Wdech i wydech. Już. Nie ma się czego bać. Teraz rozeznaj się w swoim położeniu. Może jest jakaś klamka? Albo włącznik światła? - pytam samą siebie.
   Wyciągam dłoń, aby przypadkiem nie wpaść na ścianę i poklepałam stopą podłogę, sprawdzając czy leży coś na ziemi. Pusto. Uh. Jakiś postęp za nami. Dobra, teraz krok do przodu. Pusto. Następny krok. Pusto. I następny, następny, następny...
    Cholerna pustka. Nic tu nie ma. Odwróciłam się w drugą stronę zirytowana.
    Dobra, podsumowując. Nie ma żadnych ścian, nie ma żadnych mebli, jestem ja i  jest tylko czerń, jedna śmierdząca czerń ...
    Właśnie! Pociągnęłam nosem, aby sprawdzić woń tego pomieszczenia. Może coś mi to podpowie...
    Cholera. Poczułam. Wciągnęłam jeszcze raz. Ugięły mi się kolana. Skądś znam tą woń. Ale nie mogę sobie przypomnieć skąd... Jest taka intensywna, nietypowa ... cudowna. Powąchałam jeszcze raz. Cudoo...
    Wyciągnęłam rękę. Może odpowiedź stoi tuż przede mną?
    Wstrzymałam oddech.
    Wstrzymałam krzyk.
    Wstrzymałam uginanie nóg.
    Bo odpowiedź stała tuż przede mną.
    Dotknęłam wierzchem dłoni opiętego materiału. Pogładziłam chwilę, przejeżdżając w dół i w górę. Ciepła, nierówna powierzchnia. Kojąco-uspakajająca w dotyku.
    Zatrzymałam dłoń.
    Cholera.
    To się unosi. I opada. Zanim cokolwiek zdążyłam zrobić, krzyknąć, zwiać w większą ciemność usłyszałam:
- Do serca dąż...



_________________________________________
No więc tak : Tylko tyle mam napisane. Nie wiem kiedy dodam tutaj następny rozdział, bo muszę napisać. 
Co do 'Serce Śmierci' i 'Drzwi Przeznaczenia' - nie wiem kiedy także dodam, gdyż mam brak czasu. Muszę wysilić się i napisać, ale... 
No. 
Jak coś, to macie mój kontakt: 
Aleksjia@gmail.com
gg: 6619666


Mam nie tylko zaległości ze swoimi blogami, ale również z waszymi. W najszybszym, wolnym czasie postaram się nadrobić. 
Pozdrawiam :) 

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 4







__________________________________



- I tylko tyle? Odprowadził bez słowa i koniec? - zapytała z pełną buzią czekolady.
- No tak. No może trochę się sprzeczaliśmy, no ale ...
    Stwierdziłam, że nie będę jej mówić o naszych śmiechach, czy o ,,prawie" pocałunku.  Ma ważniejsze problemy na głowie. Poza tym nie lubię gadać na taki temat. No może czasem lubię, ale... Nie o nim. Nie o tym Ashu, przy którym tak dziwnie się czułam. Pozytywnie dziwnie. Nigdy się tak nie zachowywałam. Nigdy nie czułam dreszczy w ciele. Nigdy nie miałam takiego pociągu fizycznego do żadnego chłopaka. Nie w takim stopniu. Nawet w żadnym.
    Z tego, co usłyszałam wcześniej od Ridii(wiele razy), wszystkie symptomy wskazują na zauroczenie się. No dobra, może jest przystojny, może jest seksowny, uroczy, pociągający i... ALE nie zakocham się. Wiem przecież dobrze, że jest palantem. No może już nie w takim stopniu, ale...
- Dea? - pomachała pustym opakowaniem od czekolady - kontaktujesz?
- Co? - zamrugałam - Tak. Tak.
- To o czym mówiłam?
- No ... Em...
-Właśnie! Nie słuchasz mnie bo bujasz w obłokach - wstała z podłogi i się rozciągnęła. Po chwili oblizała usta i zamyśliła się na chwilę - Tak sobie myślę, czy zacząć jeść cipsy, czy zaczekać na pizze. Chociaż właściwie mam ochotę na lody, z ... - oblizała się jeszcze raz- Mmm. Z bananem.
Zmierzyłam ją, ale nic nie odpowiedziałam. Boże, gdybym ja była w ciąży, to bym na pewno nie jadła tylu rzeczy.
- PIZZA Z LODOMI! - wrzasnęła uradowana a ja pokazałam jej odruch wymiotny. Pognała po telefon, który leżał na szafce nocnej koło łóżka i wybrała numer do pobliskiej pizzerii.
- Dzień dobry - odezwała się po chwili - Chciałabym zamówić dwie największe ...
    Patrzałam się na nią i aż serce mi się krajało. Ona- zawsze odpychająca miłość, troszcząca się tylko o siebie i swoją figurę, lubiąca nieźle się zabawić-będzie miała dziecko! To aż wręcz nie możliwe.
   Cieszę się przynajmniej, że poprawiła sobie humor. Już nie płakała, nie zasmucała się, ale myślała tylko o jedzeniu. A to już lepsze. Chociaż z drugiej strony nieco... obrzydliwe. Zawsze dziwiłam się kobietom w ciąży z powodu porannych mdłości i zaprzyjaźnienia się z kiblem(lub zlewem, kto jak woli). Ale widząc na co ma ochotę Ridia-sama bym się tam znalazła.
    Uśmiechnęła się promiennie kiedy zobaczyła, że jej się przyglądam i puściła do mnie oczko. Podała adres i rozłączyła się.
- Dobra, mamy 20 minut. Teraz mi powiedz ...- usadowiła się na łóżku i zaczęła grzebać mi w torbie - ... jakie masz filmy. Mam nadzieję że jakieś ściągnęłaś z Brad'em Pitt;em, bo oprócz jedzenia, mam ochotę także na niego - uśmiechnęła się figlarnie.
- Jakieś tam z pewnością mam - podeszłam do okna i zasłoniłam rolety - I na pewno znajdziesz jakieś w twoim guście - rzuciłam się na łóżko obok niej i zaczęłam się jej przyglądać.
- O co Ci chodzi? Ciągle się na mnie gapisz, a wiesz że tego nie lubię ... - wstała i podeszła do plazmy wiszącej na ścianie. Włączyła i podłączyła do niego pendrive.
- Nic, po prostu ... - usiadłam wygodniej i założyłam sobie kosmyk włosów za ucho - Tak na Ciebie patrzę i aż nie mogę sobie Ciebie wyobrazić w roli ...
- Matki - potwierdziła nie patrząc na mnie. Wzięła do dłoni pilot i zaczęła przeglądać tytuły filmów - Wiem, wiem. Też sobie to przemyślałam. Ale zobaczyłam to z innej perspektywy. Oczywiście, są wady. I to ogromne...-przerwała na chwile, przechyliła głowę i aż podskoczyła- O cholera! Masz Pan i Pani Smith?! To oglądamy!
- Ridia! - wrzasnęłam żeby się opamiętała.
- Co? - zapytała zdziwiona a potem wydała bezgłośne ,,Aa" i usiadła koło mnie - No to tak. Przemyślałam to wszystko. Oczywiście najpierw wypisałam wady na kartce-wyzwiska w szkole, czy nawet na ulicy, otyłość, wymioty, młody wiek, sprawy rodzicielskie, koszty utrzymania, a co dopiero jeszcze jeśli Michael mnie porzuci-a to na prawdę możliwe.
- Nie przeginaj - spojrzałam na nią surowo.
- Ale taka prawda. No oczywiście istnieje taka możliwość, że nadal ze mną zostanie. Ale musisz przyznać mi rację, że szansa jest 50% na 50%. Jeżeli teraz założę, że mnie zostawi, lepiej przez to przejdę. Chociaż... - spojrzała na sufit w zamyśleniu - .. I tak będzie ciężko. Teraz staram się o tym nie myśleć. Co będzie to będzie. W moim stanie lepiej nie zamartwiać się na zapas - schyliła się, aby sięgnąć paczkę cipsów. Otworzyła je strasznie szeleszcząc - Oczywiście do tego dochodzi mieszkanie: nie mam zamiaru mieszkać z Michaelem. Jestem za młoda na to - zaśmiała się pod nosem i wzięła jednego cipsa do ust - Biorąc pod uwagę moją sytuację, to strasznie śmiesznie brzmi, wiesz? - dodała ze śmiechem - No więc bym musiała zostać w domu. Z domu na bank mnie wyrzucą. U Ciebie może i mogę parę nocy przenocować, ale spójrz prawdzie w oczy. To jest... niemożliwe. Dziecko i ja nie możemy długo u Ciebie zostać. Nie będzie to komfortowe ani dla mnie, ani dla Ciebie.
- No ale ...
-Żadne ale. Po prostu nie - wzięła kolejne do ust i kontynuowała z pełną buzią - Tak więc dużo jest wad. Nie będę miała już życia prywatnego, skończy się moje... dzieciństwo, a do tego już będę dorosłą osobą, która musi pracować na utrzymanie. Więc za dobrze by nie było... Ale. - znowu się schyliła, ale tym razem po sok pomarańczowy, który także leżał na podłodze - Są też zalety. Może nie ma ich za dużo, ale ... są większe. Będę miała swoją małą cząstkę mnie, swoją małą księżniczkę - już chciałam coś powiedzieć ale uciszyła mnie podnosząc rękę - Z góry zakładam, że to będzie dziewczynka. Nie masz co protestować. - uśmiechnęła się do mnie - Będę kupowała jej miniaturowe ciuszki, zabaweczki, patrzała jak rośnie, kupowała jej kredki ... Aż w końcu będę musiała zamykać drzwi za chłopakami, którzy za nią się oglądają... - Westchnęła głośno rozkoszując się swoją wizją - No i będę mamą. To wspaniałe uczucie czuć, jak coś się w Tobie rodzi. Drugie Ty. - wzięła moją dłoń i przyłożyła sobie do brzucha - zapamiętaj te rozmiary brzucha, bo niedługo Twoja siostrzenica będzie o wiele, wiele większa - uśmiechnęła się, a ja przytuliłam ją do siebie, aż pociekła mi łza.
- Ri, tak się cieszę ... - uściskałam ją mocniej - że dajesz sobie radę. Pamiętaj, że zawsze znajdziesz poparcie u mnie. W każdej sytuacji. W każdym problemie. W każdej porze dnia i nocy.
- Puść mnie-udała zachrypniętą- bo mnie jeszcze udusisz.
    Posłusznie ją puściłam i ucałowałam ją w policzek. Ridia, trzymając nadal w dłoni pilota, nacisnęła play i włączył się film. Położyłyśmy się na łóżko obok siebie, a ona wtuliła się we mnie.
- Dziękuję, że jesteś. Nie wiem co bym w tej chwili bez Ciebie zrobiła.

***

    Otworzyłam powoli oczy. W pokoju panowała już jasność, a z zasłon przebijały się płomyki światła. Przekręciłam się leniwie na bok w kierunku Ridii, ale jej nie było. Zamknęłam ponownie oczy, żeby dać sobie trochę czasu na przebudzenie swojego umysłu. Ale długo to nie trwało, gdyż  zaburczało mi w brzuchu i poczułam jak wszystko idzie mi do góry. Nie czekając za rezultat, wstałam szybko i z zasłoniętą buzią wbiegłam do łazienki. Kątem oka widziałam, jak przyjaciółka siedzi na podłodze i kurczowo trzyma się kibla.
    Nie zostało mi nic innego jak chwycić się zlewu.
    Co za kwas.

***

Drogi pamiętniku. 
Wiem, że już dawno nie pisałam, ale miałam za dużo na głowie. 
Może nie dużo, ale fakt, że miałam pisać znów bezsensowne tematy do Ciebie, to od razu mi się odechciało. No a teraz muszę Ci się zwierzyć z wielu rzeczy. ISTOTNYCH. 
Po pierwsze, najważniejsze, moja przyjaciółka jest w ciąży. Stwierdziłyśmy, że jutro po szkole pójdziemy do ginekologa zapisać się na wizytę. Zrobimy USG. Zobaczymy który tydzień. 
Najbardziej boli mnie fakt, że ona nadal nie jest przekonana powiedzieć Michaelowi o tym. Bo w końcu on jest ojcem, a powinien o tym wiedzieć. No ale to już jej sprawa, kiedy ona zechce mu o tym powiedzieć. Jutro wybiorę się razem z nią, zobaczymy co nam lekarz powie, a potem pomyślimy o całej reszcie. 
Po drugie, może nie ważne, ale stanowczo dziwne. Jestem chora. No albo się zatrułam. Wymiotowałam dzisiaj od rana, aż do wieczora. Jak sam wiesz, nigdy nie choruję. Co najwyżej kichnę kiedy poczuję kurz. Albo zakaszlę przy jakimś dymie. I wiesz o tym bardzo dobrze, że mam odporny żołądek na wszystkie najdziwniejsze rzeczy. Dlatego to mnie dziwi. Może w końcu jakaś bakteria zdołała się przedostać do moich wnętrzności? Jest to zarazem wyśmienite, jak i fatalne. 
Po trzecie, poznałam chłopaka. 



- O kurka, jak Ty fatalnie wyglądasz- stwierdziła Ridia, kiedy zobaczyła mnie na korytarzu wchodząc do szkoły. 
- Dziękuję - uśmiechnęłam się ponuro - Całą noc wymiotowałam. W końcu stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę i o czwartej poszłam spać. Ale budzik o siódmej nie dał za wygraną, więc tak oto ja-zombie przyszłam do szkoły na godzinę ósmą - spojrzałam na nią - Poza tym, Ty także nie wyglądasz jak miss świata.
- Miałam ten sam problem. Chyba przedobrzyłyśmy sobie z tą pizzą ... - założyła kosmyk za ucho i ruszyła powoli w kierunku klasy - W ogóle ten nowy jest teraz tematem plotek w szkole. I żeby tylko w szkole. Laski wyglądają przez drzwi żeby tylko go ujrzeć. A łazienki są wypchane od dziewczynek z błyszczykami - zaśmiała się ale po chwili zaczęła kaszleć - fuck. Gardło już mam za bardzo zjechane od wczorajszego dnia. 
- Yhym - Pokiwałam głową. Dopiero po chwili zorientowałam się, że cała jestem spięta. 
- A! No i zgadnij do jakiej klasy chodzi. 
    Znam swoje szczęście w nieszczęściu. 
    I wcale nie muszę zgadywać. 

***

    Weszłam do klasy powolnym krokiem, żeby uchwycić wszystkie spojrzenia. Ale nie znalazłam Asha. Usiadłam w ławce obok drzwi, zarzuciłam torbę na blat i zaczęłam szukać zeszytu od fizyki. Ridia usiadła obok mnie i odwróciła się, żeby przywitać się z Amelią i Robem. 
    Byli parą od roku, ale nadal wyglądali jakby się tylko przyjaźnili. Choć muszę przyznać, że poza szkołą, jeśli sugerować się plotkami, spędzają większość czasu zamknięci w pokoju i nawet rodzice przestali im przeszkadzać. 
    Już planowałam wyciągnąć zeszyt, ale nagle ręce zaczęły mi się trząść i zamglił mi się wzrok. Podniosłam głowę i zobaczyłam wchodzącego boga sexu z rękoma w kieszeniach. Miał na sobie odpiętą flanelową szarą koszulę w kratę, biały t-shirt który obściskiwał jego mięśnie, ciemne spodnie i buty za kostkę. 
   Odwrócił wolno głowę w moim kierunku i się uśmiechnął. Odwzajemniłam mu tym samym, choć właściwie usta same mi szły w uśmiech. 
- Dea, na śmierć zapomniałam. Doris miała mnie na fizyce poduczyć na francuski. Nie będziesz zła jeśli ... - spojrzałam na nią i pokręciłam głową wbrew woli - Dzięki - pocałowała mnie w policzek i uciekła na koniec sali. 
    W tej samej chwili, kiedy ona zniknęła, na jej miejsce pojawił się czarny plecak. Podniosłam wzrok.
- Nie masz nic przeciwko? - zapytał Ash. Znowu pokręciłam głową - Jakaś dziś jesteś małomówna. I źle wyglądasz.
- Dzięki - odpowiedziałam ponuro i wyjęłam zeszyt. 
- To nie miało tak zabrzmieć- usiadł zwrócony w moim kierunku - Coś się stało?
- Nic - pokręciłam głową i odetchnęłam łapiąc ciężko powietrze, które teraz dzieliłam razem z nim - po prostu chora jestem. 
- Chora?- powtórzył już ze zdziwieniem. 
- No tak. Pewnie zatrułam się pizzą - stwierdziłam i od razu zbluzgałam siebie w myślach PO CO MU TO WSZYSTKO MÓWISZ.
- Możliwe - zaczął szperać w plecaku, położył zeszyt i długopis na stół po czym się zaśmiał pod nosem. 
- Znowu się ze mnie śmiejesz? - zdziwiłam się, ale kiedy usłyszałam tą jego melodię, śmiech, od razu poprawił mi się humor. 
- No może troszkę - spojrzał rozbawiony na mnie - zauważając fakt, że dźwigałem tony jedzenia i słodyczy na wasz wieczorek to wam jeszcze było mało i zjadłyście pizze. 
- Boo.. Miałyśmy ochotę - wzruszyłam ramionami i także się zaśmiałam. Faktycznie, dziwnie to wygląda. 
- Już drugi raz się przy mnie śmiejesz - stwierdził zadowolony. 
- Widzisz? Masz szczęście. - uśmiechnęłam się - Zostajesz tu na stałe? - nagle zdał się oparzony, otworzył zeszyt i zaczął po nim gryzmolić. 
-To zależy od losu - stwierdził beznamiętnie.
- Przepraszam, nie chciałam ... - także otworzyłam zeszyt i zaczęłam przeglądać notatki z poprzedniej lekcji. Jednak nic mi nie wpadało do głowy. 
- Nie no spoko - odetchnął po chwili i się uśmiechnął nadal na mnie nie patrząc - chodzi o to, że nie wiadomo co przyniesie los. Mogę zostać na stałe, a także w każdym momencie wyjechać jeżeli źle się potoczy. 
- Rozumiem.
- A tak w ogóle w piątek urządzam parapetówę. Całą szkołę zapraszam. Wpadniesz? 
- Mmm... Jajasne - zająknęłam się.
- To dobrze, bo słyszałem że rzadko kiedy wychodzisz.
- Ja? Skąd? Kto Ci to powiedział?
- A to nie prawda?- uniósł brew.
- No prawda... Skąd wiesz? - nie odpuszczałam
- Powiedzmy, że w mieście każdy za bardzo głośno gada - uśmiechnął się - A głównymi tematami rozmów ludzi jesteś Ty.
- Przykro mi - wzruszyłam ramionami - Ale teraz będziesz musiał słyszeć na ulicy tylko o sobie. Przewyższyłeś mnie popularnością - zrobiłam smutną minę - Co ja teraz pocznę?
- Na pewno jakoś dasz rade, miss popularności - zadrwił i w tym momencie wszedł nauczyciel fizyki i cała klasa zamilkła.



niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 3

   




__________________


    Wstałam od razu i podeszłam do okna. Byłam cała spocona i roztrzęsiona po śnie, choć go zupełnie nie pamiętam. Rozsunęłam zasłony, tak jak co ranek, aby sprawdzić jaka dziś pogoda. Bezchmurne, słoneczne niebo rozświetlały kolorowe domki przy mojej ulicy.
   Podeszłam do komputera i go odpaliłam. W sobotni ranek zawsze siedzę przeglądam internet dla zabicia czasu. Wchodziłam oczywiście wpierw na facebook'a a potem szukałam jakiś mitów, legend czy ciekawostek na temat dawniejszego życia. Bardzo się tym interesowałam i odkąd pamiętam zawsze czytałam o takich sprawach.
   Jednak na pulpicie wyświetliło mi się ,,brak połączenia internetowego". Wstałam, założyłam kapcie i zbiegłam na dół do kuchni.
- Mamo! - wrzasnęłam.
- Co jest kochanie? - przerwała zmywanie naczyń.
- Czemu nie ma internetu? - usiadłam oburzona przy stole.
- Jak to nie ma? - wytarła dłonie i stanęła koło mnie - Nic na ten temat nie wiem.
- Nie mam internetu. Co ja teraz będę robiła ?!- zirytowałam się i położyłam głowę na stole.
- Jak to co? - uśmiechnęła się promiennie - Idź na miasto do ludzi.
- Wie mama co? - zmierzyłam ją wzrokiem - Myślę, że to jednak wina mamy.
- Oczywiście skarbie, że nie moja. Ale cieszę się, że nie będziesz siedziała przed komputerem cały dzień. Przecież mamy taki ładny dzień - puściła do mnie oczko - jak chcesz, to mogę Ci dać pieniądze i pójdziecie sobie z Ridią na zakupy.
- Nie dzięki - odparłam i wstałam - Wolę sama posiedzieć sobie przy stawku w parku.
- Jak tam chcesz. - stwierdziła niezadowolona i powróciła do zmywania naczyń.

   Weszłam do pokoju z trzaśnięciem drzwi. Nastawiłam radio, żeby zagłuszyć ciszę panującą w pokoju. Weszłam pod prysznic i zmyłam z siebie smród z poprzedniego wieczoru, zamieniając na waniliową rozkosz mydła i szamponu.
   Przemyłam zęby i rozczesałam mokre włosy palcami. Podkreśliłam oczy tuszem i podeszłam do swojej garderoby. Serce nerwowo mi łomotało, jakbym właśnie skończyła lekcje WFu. Wzięłam swoje ulubione jasne, przetarte jeansy i białą bluzkę z dekoltem. Na to nałożyłam jeansową kamizelkę i czarne botki, po czym zeszłam na dół.
- Co tak szybko? - zdziwiła się mama podając mi płatki i mleko.
- Hm ?
- Nie było Cie raptem 5 minut. A Ty już się umyłaś? - nadal była w szoku i pogładziła moje mokre włosy.
- Zdaje się mamie. Minęło więcej... - wsypałam płatki do miski.
- Nie, na prawdę. Dopiero skończyłam myć naczynia - usiadła naprzeciw mnie pocierając dłonie - A z resztą ... Ojciec wyszedł z samego rana.
- Do pracy? - zapytałam wkładając łyżkę do buzi.
- Tak. Musimy trzymać za niego kciuki. Jak dobrze mu pójdzie, to kto wie ... Może wybierzemy się gdzieś na całe wakacje - mruknęła podekscytowana.
   Mama zawsze chciała wyjechać na rodzinne wakacje gdzieś na wyspę. Mimo, że byliśmy w miarę bogaci dzięki mojemu ojcu, to i tak na 2 miesiące wyjazdu zagrażało by nam bankructwo.
     Poza tym ja nie chciałabym nigdzie wyjeżdżać.
- To super - odparłam mniej podekscytowana niż mama.

***

    Zabrałam ze sobą butelkę wody, swój noteso-pamiętnik i słuchawki do telefonu.
    Obeszłam całe osiedle kierując się na ceglaste ławki koło stawku w parku. Większość rzecz jasna były pozajmowane przez starsze osoby z psem, ale zauważyłam w odosobnionym miejscu pod drzewem wolne miejsce.
    Usiadłam tyłem do ścieżki, aby mieć widok na wodę.
    Serce nadal pikało mi jak oszalałe mimo, że w ogóle nie biegłam. Nie mogła być to żadna choroba, bo w końcu ja nigdy nie chorowałam. Odkręciłam butelkę i upiłam łyk.
- Teraz kacyk męczy? - odezwał się rozbawiony głos. Jakaś męska sylwetka przeskoczyła ławkę, aby usiąść koło mnie. Odwróciłam się przestraszona niespodziewanego gościa, ale nagle moja twarz spochmurniała.
- Co Ty tu robisz?! - warknęłam
- Jak to co? - uśmiechnął się i od razu się domyśliłam, że gdyby nie fakt że właśnie siedziałam, jego uśmiech powaliłby mnie na glebę - Siedzę i patrzę na piękne widoki. - Spojrzałam uważniej na niego i zauważyłam, że mówi on o mnie. Rumieniec wpłynął mi nieproszony na twarz i odwróciłam głowę w drugą stronę skrępowana.
- To przykro mi, ale te miejsce jest zajęte - oznajmiłam sucho.
- Jakoś nie jestem do tego przekonany - prychnął śmiechem - No chyba że masz zmyślonego przyjaciela. - zastanowił się. Spojrzałam na niego zdenerwowana.
- Bawi Cię to?
- Ale co?
- Ta cała sytuacja. Udawanie maczo, najmądrzejszego, najlepszego, najpiękniejszego ...
- Najpiękniejszego ? - odparł rozbawiony. Znowu poczułam gorąco w policzkach. - Uważasz, że jestem najpiękniejszy? - jego idealne usta uformowały się w szyderczy, uwodzicielski uśmiech.
- A za takiego się nie masz? - wyrwałam z tarapatów.
- Nie - rzekł już poważnie - A Ciebie to nie męczy? Udajesz kogoś kim nie jesteś.
- Że co? - odparłam.
- Dobrze słyszałaś.
- Myślisz, że mnie znasz? Przyjechałeś niedawno i już uważasz że przejrzałeś mnie na wylot. - prychnęłam. Patrzał się teraz na mnie znów zasmucony, tak jak wtedy przy barze. Oczy niemalże pochłonęły cały smutek świata.
- Nie trzeba czasu, żeby poznać człowieka. - odparł po namyśle i wstał zmierzając do ścieżki. Jednakże jeszcze raz się odwrócił i dodał - Przemyśl to Dea. - I pomknął, aż usunął mi się z horyzontu.
   Przemyśleć? Nad czym. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Jestem jaka jestem i nie udaję kogoś innego. Ten chłopak, którego nie znam imienia, a on zna mnie na wylot, postradał zmysły.
Wzięłam mały, płaski kamień z ziemi i z nerwów rzuciłam w wodę. Gdy obił się o jej taflę niedaleko mnie, parę kropel prysnęło mi na jeansy. Świetnie, nie dość że spotkałam tego pacana, to jeszcze wrócę do domu mokra. Wyjęłam z kieszeni wibrujący telefon.
- Dea? Gdzie jesteś? - odezwała się Ridia.
- Na ławce w parku. - rzekłam zdenerwowana.
- Co się stało? - zaniepokoiła się.
- Nic. - odparłam sucho.
- Dobra, nie ważne. Pogadamy później. Słuchaj mam do Ciebie sprawę... - zamilkła na chwilę - A z resztą... Mogłabyś do mnie wpaść? - usłyszałam, że głos się jej łamie i zaraz ryknie płaczem.
- Cholera, Ridia. Co się stało ?! - wstałam z nerwów i ruszyłam na ścieżkę.
- Przyjdź do mnie. - powiedziała już z płaczem i się odłączyła.
    CHOLERA! Serce podskoczyło mi do gardła i zaczęłam biec w stronę jej domu.
Ridia prawie nigdy nie płakała. Nawet kiedy jej najlepszy dziadek umarł. Na cmentarzu stała oczywiście zasmucona, ale nawet nie szkliły jej się oczy.
    Nawet kiedy rodzice się kłócili jak była mała. Nawet kiedy pies jej zdechł. Nawet kiedy miała depresje miesiączkową. Nawet kiedy ktoś z nią zerwał. NIGDY.
   A teraz płakała na całego. Musiało się coś stać poważnego. Zaczęłam szybciej biec. Serce mi pukało jak oszalałe.
    Dig dong. Nacisnęłam dzwonek do drzwi. Otworzyła jej mama uśmiechnęła.
- O. Witam Dea, Ridia jest na górze. - wpuściła mnie do środka.
    Wbiegłam po schodach mamrocząc pod nosem ,,dzień dobry" i z hukiem otworzyłam drzwi od jej pokoju.
    Siedziała na podłodze przy łóżku trzymając kurczowo coś białego i płacząc bezgłośnie. Zamknęłam za sobą białe drzwi i pomknęłam w jej kierunku.
- Boże. Co Ci się stało ? - przytuliłam ją i opuściła pudełko. Zerknęłam na opakowanie i aż oniemiałam - O kurdę - wyrwało mi się. Przytuliła mnie jeszcze mocniej i zaczęła głośno szlochać - to pewne? - Oderwała się ode mnie i ręką przetarła oczy.
- Jjeszcze nie zrobiłam - wzięła głęboki, zachwiany oddech - Boję się. Od paru dni wymiotuję z rana. Myślałam, że zatrułam się czymś albo jestem osłabiona. - wstała po chusteczkę i wysmarkała nos. Miała na sobie swoją różową piżamę w białe kropki i związane włosy w kok. Ponownie usiadła koło mnie - Przytyłam, mam ochotę na wszystko. Dzisiaj dopiero zauważyłam, że okres mi się spóźnia o tydzień ... - ostatnie zdanie dodała już pół głosem i znowu mnie przytuliła - Co ja zrobię?! Mama mnie zabije, ojciec wyrzuci mnie z domu, Michael mnie zostawi ...
- Sobie żartujesz! Ojciec Cie nie wyrzuci, bo w końcu mama Cie szybciej zabije... - próbowałam obrócić to w żart, ale jednak spiorunowała mnie wzrokiem - No dobraa... Zobaczysz, Michael Cie nie porzuci. A gdyby się wywalili z domu, zawsze masz poparcie u mnie. Jesteś pełnoletnia więc Twoi rodzice nie powinni być mocno źli. - przycisnęła mnie mocniej do siebie, po czym pomogłam jej wstać i poszłyśmy z testem ciążowym do łazienki.

***

    Te minuty oczekiwania ciągnęły się w nieskończoność. Ale jednak kiedy już się pokazał wynik, okazało się, że jest pozytywny. Ridia ryknęła płaczem.
- Może napisze do Michaela żeby przyszedł ...
- NIE! -warknęła - Nie może mnie zobaczyć w takim stanie.
- Dziewczyno! Wyglądasz tak jak powinnaś w tym stanie ,,zdrowia" . Poza tym czym szybciej mu powiesz, tym lepiej.
- Nie. Proszę, nic mu nie pisz. - usiadła znowu na wannie - Muszę najpierw sama się z tym pogodzić - przykucnęłam obok niej - Dziękuję, że przyszłaś. - uśmiechnęła się, chociaż widać było, że ciężko jej to idzie.
- Do usług. Przynieś Ci coś?
- Nie... Możesz zostać u mnie na noc? - znowu oczy jej się załzawiły.
- Pod warunkiem, że chrapać nie będziesz. - posłałam jej buziaka.
- Wiedźma. - dała mi kuksańca - Idź do domu po rzeczy i zgraj na pendriva jakieś filmy - zastanowiła się przez chwilę - Zajdziesz do sklepu? - spojrzała na mnie z litością.
- Oczywiście. Co byś chciała?
- Jakieś chipsy, bitą śmietanę w sprayu ... O! Ogórki kiszone, lody truskawkowo-śmietankowe. I może jeszcze ...
- Dobra, dobra. Sobie żartujesz, prawda? - zapytałam niedowierzając. Jednak jej wzrok mówił coś innego - Okeeey. To najpierw wynajmę ciężarówkę żeby mi to przetransportowali. Zamówimy potem pizze. - ona aż podskoczyła z radości.
- Świetny pomysł. Na razie idź do sklepu a ja Ci napiszę smsem listę zakupów. - posłała mi całusa w policzek i wstała - Czekaj, pójdę po kasę.
- Zapomnij o kasie. Ja dziś stawiam. - i zanim zdążyła zaprotestować, wybiegłam z jej pokoju.

***

    Tak jak obiecała, kiedy pakowałam w dużą niebieską torebkę bieliznę i ciuchy na jutrzejszy dzień, oraz pendrive z filmami , dostałam smsem listę zakupów. Baaardzo długą listę zakupów. Zaśmiałam się pod nosem i rzuciłam telefon na łóżko. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Kochanie. - otworzyła mama - Wszystko w porządku? Wbiegłaś jak oszalała do domu. - oparła się o framugę drzwi.
- Powiedzmy, ale wszystko opowiem Ci później. - uśmiechnęłam się do niej - A właśnie. Nocuję u Ridii. Dasz mi jakieś pieniądze na naszą nockę?
    Wiedziałam, że mama mi nie odmówi. Ostatnio dało się zauważyć, że wszystko by zrobiła, abym wyszła z domu. Ona aż odskoczyła z zadowolenia.
- Oczywiście skarbie! Pobiegnę tylko do pokoju po portfel - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
    Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej szarą koszulkę w kratę. Odwróciłam się aby włożyć ją do torebki. Ale zatrzymałam się w pół kroku, bo coś mi nie pasowało. Rozejrzałam się dookoła pokoju, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na białej róży leżącej na poduszce łóżka. Z przerażeniem podeszłam do niej i wzięłam w ręce. Była bez kolców, bardzo delikatna, a gdy powąchałam przeniosłam się w zupełnie inne miejsce. Ten zapach zawsze przypominał mi jakieś odległą krainę w którą przenosiłam się w czasie rozpadu emocjonalnego.  Było coś tam, czego nie potrafiłam określić, co na codzień mi brakowało, chociaż nie wiedziałam czego. Zawsze jeden wdech tego słodkiego a zarazem ostrego zapachu uspokajał mnie bezgranicznie. Właściwie można było by stwierdzić, że to nie jest prawdziwa róża, lecz pochodząca od tej rodziny. Różnił się trochę kształtem, w dotyku, no i oczywiście aromatem.
    Dlatego była to moja ulubiona(a zarazem jedyna lubiana) roślina.
    Pierwszy raz natknęłam się przypadkowo jako 4-letnia dziewczynka przechodząc koło starszej pani w kapeluszu, która mi ją dała. Drugi raz parę lat później znalazłam w parku na ziemi. Oczywiście podniosłam ją. Za każdym następnym razem widziałam ją porzuconą gdzieś. Nie widziałam u nikogo, by ją sadził. Nie znałam tak na prawdę nazwy tego kwiatu. Była dla mnie tak tajemnicza, że za każdym razem kiedy znowu ją zauważyłam, coraz bardziej mi się podobała.
    Ale nie tym razem.
    Teraz byłam przestraszona.
    Rozglądnęłam się aby mieć, że jestem w pomieszczeniu sama. Podeszłam do łazienki i otworzyłam drzwi. Wszędzie pusto. Nawet otworzyłam szafy, komody, potem poszłam do garderoby i przeszukiwałam jakiegoś śladu pomiędzy wieszakami, ale pusto.
     Gdy mama otworzyła z uśmiechem na twarzy drzwi, przyłapała mnie gdy zaglądałam pod łóżko.
- Kochanie. Wszystko w porządku? - zapytała z troską - spadło Ci coś?
- Emm... - z zakłopotaniem wstałam - Kolczyk mi spadł - potarłam ręką głowę - Mamo? Ktoś dziś był kiedy mnie nie było? - mama zmarszczyła w odpowiedzi brwi.
- Tak - od razu się wyprostowałam na baczność i otworzyłam szeroko oczy - Listonosz. Ale niestety nie przyszło nic do Ciebie, kotku. - spuściłam wzrok zaniepokojona - A co jest? Zamówiłaś coś przez internet?
- Niee... - pokręciłam przecząco głową. Podeszłam do łóżka i zapięłam torebkę.
- Ale śliczna róża. Od kogo dostałaś? - pokazała na łóżko. Powędrowałam wzrokiem za jej śladem i aż skrzywiłam się widząc, że ona nadal tam leży.
- Od ... Ridii - skłamałam.
- Miło z jej strony. A właśnie... - pobaraszkowała w portfelu i wyjęła banknot - Proszę. Miłej zabawy wam życzę.
- Dzięki - odparłam nadąsana i założyłam na ramię torebkę.

***

- O kurde. Dasz radę to donieść? - zapytała z troską kasjerka, pani Meredith-przyjaciółka mamy.
- Taak. O mnie się nie martw. - mrugnęłam do niej - Jestem silną kobietą.
- W to nie wątpię. - uśmiechnęła się - A może mój siostrzeniec Ci pomoże?
- Ooo. - zdziwiłam się - Masz siostrzeńca? Nigdy mi nie mówiłaś.
- Bo niedawno przyjechał. - uśmiechnęła się - Jest w twoim wieku, albo nawet o rok starszy. - zamyśliła się - Sama nie wiem.
- I mieszka u Ciebie?
- Ash! - zawołała kierując głowę na zaplecze - Przyjdź na chwile! - powróciła wzrokiem do mnie - Nie, mieszka sam. Kupił dom od staruszki  Dunnet. Pamiętasz ją?
    Dunnet, Dunnet. Proszę... Żeby to nie był ...
- Witaj Dea - wyszedł z zaplecza uśmiechając się brutalnie, kiedy ja stałam jak posąg i zastanawiałam się jak się oddychało - Ciociu, coś chciałaś?
- Ooo... To wy się już znacie? - zdziwiła się, ale ciągnęła dalej - To nawet lepiej. Pomożesz jej z zakupami?
- Poradzę sobie. - wymamrotałam zbyt szybko.
- Nalegam. - uśmiechnęła się.
- Nie. - odchrząknęłam - Na prawdę pani Meredith, to tylko parę ulic dalej.
- I tak idę w tym kierunku. - wtrącił się chwytając za siatki. Spiorunowałam go wzrokiem, a on się uśmiechnął jakby go to bawiło.
Dobra, gdyby nie pewien fakt, że miękko zrobiło mi się w nogach, to bym go zbluzgała. Ale kiedy zobaczyłam jego piękny zarys twarzy, kości policzkowe, dołeczki, lekki zarost...
- Idziesz? - zapytał kiedy był już przy wyjściu.
- Ta-ak - zająknęłam się i podążyłam za nim.
   Szliśmy kawałek w milczeniu, ale kiedy na niego spojrzałam i ujrzałam, że cicho się śmieje, zagotowałam się.
- Co Cie tak śmieszy?
- Zamierzasz to wszystko zjeść?
- Nie. - zaprzeczyłam, po czym szybko dodałam- Poza tym to nie Twoja sprawa.
- No jak tam wolisz.
     I znowu cisza. Szliśmy w milczeniu, on się już nie śmiał, ja stałam się strasznie roztrzęsiona i koncentrowałam się tylko na tym, aby się nigdzie nie potknąć.
    W połowie drogi nie wytrzymałam ciszy.
- Czemu już się ze mnie nie nabijasz? - odrzekłam zbyt bardzo szorstko. Spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Nigdy się nie nabijałem przecież. - powiedział zdezorientowany po czym odsłonił zęby w uśmiechu - Poza tym myślałem, że tego nie lubisz.
- No bo nie lubię, ale ... - zmieszałam się - zawsze cisnąłeś złe rzeczy w moim kierunku, a teraz...
- Jestem cichy? - podniósł jedną brew - Może dlatego, że zawsze odpowiadasz mi szorstko.
-Stwierdziłem że zamilknę - spojrzał się uważnie na mnie potem zaśmiał się kręcąc głową - Najwidoczniej to Cie też nie zadowoli.
- Nie ważne - odparłam zdenerwowana.
- Dla mnie ważne.
- Czemu? - znów za szybka odpowiedź. Spoliczkowałam siebie w myślach.
- Nie ważne. - uśmiechnął się drwiąco. Przez jego zabójczy uśmiech sama prychnęłam śmiechem. W końcu spojrzeliśmy się na siebie i bez powodu, razem, bez żadnych zahamowań zaczęliśmy się śmiać. Tak bez powodu.
   Kiedy po chwili zauważyłam, że przestał i zaczął mnie obserwować z uśmiechem, uśmiech zniknął mi z twarzy.
- Co się stało?- zapytałam zdezorientowana.
- Nic. - przełożył siatki do drugiej dłoni i zmierzwił sobie włosy odwracając wzrok -  Po prostu ... - wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie z oczami pełnymi bólu - Rzadko się śmiejesz. Właściwie ... Nie, dobra. Nic. - rozdzielił siatki na dwie ręce i patrzał przed siebie.
- Często się śmieję. Po prostu nie trafiłeś w odpowiedni moment. W końcu widzieliśmy się raptem dwa razy ... no teraz trzeci.
- Fakt. - stwierdził krótko i szedł w milczeniu. Uniosłam brew i otworzyłam usta, ale po chwili je zamknęłam nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
    Znowu wróciliśmy do punktu wyjścia. Zerkałam co chwile na niego, ale on utkwił wzrok przed siebie i miał mocno zaciśnięte usta. W oczach nadal tkwił ból. Ale dlaczego? Nic przecież nie zrobiłam. Nic nie powiedziałam. Może faktycznie został zraniony przez swoją kobietę i teraz męczy się w świecie tragicznych wspomnień.
- Mam coś na twarzy? - zapytał uśmiechając się i spojrzał na mnie. Zamrugałam raptownie oczami przestraszona i zdezorientowana - No bo wiesz.. Ciągle się na mnie gapisz.
- Eeee... - odchrząknęłam i odwróciłam wzrok - Bo zamilkłeś.
- Przepraszam - uśmiechnął się czule i stanął w miejscu - Doszliśmy. Doniesiesz sama? Czy pomóc Ci wnieść?
- Eee.. - odwróciłam się po okolicy. Faktycznie dotarliśmy. - Skąd wiesz, że szłam do Ridii?
- A nie szłaś? - uniósł brew na znak zapytania. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, bo zagapiłam się na jego piękne oczy dodał: No to jak. Doniesiesz?
- Emm. Tak, tak. - sięgnęłam pospiesznie po siatki i wtedy nasze ręce się dotknęły. To było paraliżujące, straszne, a zarazem podniecające uczucie. To było tak, jakby moja dłoń była ... jak magnez. Magnez do magnezu się przyciąga, prawda? I to było takie coś. Jakbym miała złapać jego dłoń i nigdy nie puścić. Jakby moja ręka była przypisana do niego. Jakbym...
- Cholera. - wyrwało mi się. Uniosłam wzrok na niego. Patrzał się na mnie oczami przepełnionymi pożądaniem i lekko rozchylonymi ustami. Zahipnotyzowana jego wzrokiem stałam tak bez oddechu jakbym czekała na moment, który się ma wydarzyć. Musi wydarzyć.
    Zauważyłam, że odległość między naszymi ustami się zmniejsza, coraz mniej i mniej ...
    Tak wolno się zbliżaliśmy do siebie mimo, że w rzeczywistości trwała parę sekund. Chociaż nie, my się nie zbliżaliśmy. To samo się zbliżało. Ja to czułam. Czułam, jak w moim całym ciele przebiegały kujące dreszczyki. Jakbym właśnie miała eksplodować.
    Ale ta chwila nie trwała wiecznie. Zabrzęczał dzwonek od mojego telefonu, który był w tylnej kieszeni spodni. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i nie wiedząc dokładnie co powinnam zrobić, nadal patrzyłam na Asha. Ash - jakie ładne imię ... Chociaż wcale do niego nie pasowało. Zmierzwił włosy nieco przejęty i odchrząknął, po czym się odezwał:
- Odbierz lepiej. - FAKTYCZNIE. To mój telefon dzwonił. Podskoczyłam i go wyjęłam.
- H.. - odchrząknęłam - halo?
- No gdzie Ty jesteś?! - odezwała się Ridia - Ile można na Ciebie czekać? Byłaś w sklepie? Czy dopiero ... - wzięła głęboki wdech - O holender. Ty suczo! Jesteś właśnie z tym bogiem sexu! Przeszkodziłam? - zaśmiała się - Weź go zaproś do mnie. Oczywiście jak chcesz.
- Ridia, nie. Zaraz będę. - odłączyłam się i spojrzałam na Asha który miał znowu poważną minę - Powinnam już iść. - Wskazałam głową na dom.
- Spoko, ja też muszę się zmywać. Doniesiesz na pewno? - zapytał jakby nigdy nic. Dopiero teraz zauważyłam, że siatki postawił na chodniku. Pokiwałam głową - No dobrze. To się trzymaj. Do następnego razu. - uśmiechnął się na pożegnanie i zaczął znikać w oddali.
- Dzięki - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego po czym sięgnęłam po siatki i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.